Dnia 29 maja br. jedna z
posłanek – dalej KG - zdobyła się na wyczyn głośnej, medialnej
prywatnej dostawy kartofli do domu pomocy społecznej.
Ten
przypadek daje nam okazję aby przyjrzeć się posłowi, jako osobie
publicznej, z punktu widzenia tych którzy go wybrali.
1.
Skądinąd wiemy, że posłowie mają ustawowy obowiązek „informować
wyborców o swojej pracy i działalności organu, do którego zostali
wybrani”.
Czy
prywatny czyn charytatywny konkretnego posła – w formie
autopromocji w postaci dostawy toreb z warzywami - do takiej pracy
należy? Chyba raczej nie.
W
wyborach 15.10.2023 roku posłanka KG uzyskała 85.283 głosów na
730.744 głosów ważnych w okręgu nr 20, czyli 11,67 % głosów
oddanych na swoją kandydaturę.
Jest
to dobry, bo drugi, wynik w tym okręgu 12-to mandatowym, gdzie
rozrzut poparcia dla osób, które zostały posłami, wyniósł od
17,46% do 1,31%. Zatem rekomendacja własnej osoby przy pomocy
„kartofli” jest niezrozumiała.
Dla
porównania, niedawno bo w czwartek 1 maja br w wyborach
uzupełniających do Izby Gmin w Wlk. Brytanii, w okręgu
jednomandatowym Runcorn i Helsby, przy frekwencji 32.655 i 15
kandydatach, dwie główne rywalki otrzymały odpowiednio: 12.645
(38,72 %) i 12.639 (38,70 %) głosów (różnica 6 głosów wymusiła
ponowne ich przeliczenie dające pewność co do wyniku).
Wniosek:
w polskim okręgu nr 20 owe 12 mandatów uzyskali kandydaci ze
średnim poparciem 5,16% głosów oddanych na kandydata.
Dla
porównania: w angielskim ww. okręgu R. & H. mandat posłanki
uzyskała osoba z poparciem 38,72%. Nadto ustępujący „karnie” w
tym okręgu poseł Mike Amesbury miał w generalnych wyborach w dniu
4 lipca 2024 roku 52,9 % poparcia.
Różnica
poparcia dla kandydatów, którzy uzyskali mandat – między
systemem polskim a angielskim – jest kolosalna.
Problem
nie leży w jakości wyborców głosujących w Polsce czy w Anglii
ale w słabej jakości polskiego systemu wyborczego, którego celem
nie jest odpowiedzialność posła przed wyborcami dający mu solidny
mandat przedstawicielski.
2.
Czy wyborcy okręgu wyborczego nr 20, z którego posłanka KG została
wybrana, mają jakiś wpływ na to aby ich poseł nie mylił zadań
służbowych z prywatnymi?
Odpowiedź
jest jasna: Wyborcy polscy nie mają żadnego wpływu.
Prawo
kandydowania do Sejmu mają tylko i wyłącznie osoby ujęte w
zbiorczych listach kandydatów zgłaszanych przez niekonstytucyjne
epizodyczne byty prawne zwane Komitetami wyborczymi.
Żaden
obywatel polski nie ma biernego prawa wyborczego do Sejmu podobnie
jak to było za czasów PRL i tym właśnie polska scena polityczna
różni się od angielskiej.
W
demokracji angielskiej każdy uprawniony wyborca może być
kandydatem do Izby Gmin, czy to jako kandydat nominowany przez partię
czy to jako independent. Musi tylko spełnić 2 warunki: zebrać 10
podpisów oraz wpłacić depozyt &500, który jest mu zwracany
gdy uzyska 5% głosów.
3.
Przypadkowo, przy zaistniałym incydencie z kartoflami dowiedzieliśmy
się o funkcjonującym w strukturach państwa procederze pewnej
odmiany partyjnego nepotyzmu. Partyjnego, bowiem podmiotem systemu
wyborczego w Polsce są tylko i wyłącznie partie (dokładnie:
Komitety) i wyborcom nic do tego.
No
bo jak to tak: posłanka HG i jej mąż są posłami? Przecież to
jest patologia mająca źródło w zgniłej etyce partyjnej, która
pozwala na takie rozwiązanie.
W
angielskim systemie wyborczym zwanym JOW (vide: okręg Runcorn i
Helsby) zaistnienie podobnego nepotyzmu dwóch osób (mąż i żona)
na poziomie wyborów w okręgu jest zwyczajnie niewyobrażalne: gmin
może jest i czasami gł*pi ale kontrkandydaci w okręgu, gdzie jest
bezwzględna walka o jeden przecież mandat, już takimi nie są.
Dlatego
np. Partia Konserwatywna w swoim statucie ma rozdział pt. ”ETHICS,
CONDUCT AND STANDARDS” (vide: Constitution of the Conservative
Party. Part XII), który toruje drogę do prawidłowych zachowań
swoich członków.
Moralność,
dobra czy zła, członków każdej partii, czy to w Wlk. Brytanii czy
w Polsce, jest prawdopodobnie zbliżona natomiast dobre normy etyczne
obowiązujące członków na Wyspach są ujęte już na poziomie
partyjnego Statutu, aby nie było czynów szkodzących dobremu
imieniu partii. Takim na przykład czynem jest nepotyzm partyjny a la
polacca upychający żonę i męża na partyjne listy kandydackie w
wyborach.
4.
Często, tak i w tym przypadku posłanki KG, blogerzy (czytaj
wyborcy) ujawniają różne nadużycia polskich posłów a dotyczące
świadczeń materialnych.
Jak
sobie z tym problemem radzą Anglicy, którzy mają odmienny od
polskiego system wybierania swoich posłów?
Przykładem
jest zaimplementowanie
do mechanizmu wyborczego instytucji „wyboru
uzupełniającego”, w trakcie kadencji Izby Gmin.
Taki
przypadek miał właśnie miejsce w okręgu Runcorn i Helsby, gdzie
wybory uzupełniające zostały zwołane po rezygnacji deputowanego
Partii Pracy Mike'a Amesbury'ego, który uprzedził petycję
odwołania go z Izby z powodu skazania go za napaść.
Wniosek:
w polskim systemie wyborczym odwołanie posła, przez tych wyborców
którzy go wybrali, w trakcie kadencji, jest niemożliwe chociażby
dlatego że wielomandatowość na to nie pozwala.
5.
Akcja z kartoflami – a podobnych akcji medialnych w Polsce jest
sporo - nie każdemu polskiemu wyborcy okręgu nr 20 może się
podobać. Wszak Sejm to nie targowisko z warzywami itp. i wygłupy a
la gimbaza nie powinny mieć miejsca.
Wobec
takich zdarzeń wyborca jest bezradny: sam nie ma prawa kandydować
do Sejmu a to jest warunek sine qua non istnienia demokracji w ogóle.
Dla
przeciwwagi spójrzmy na ww. wybory uzupełniające w okręgu R.&
H. od strony kandydata: na 15 kandydatów tylko 4 osoby uzyskały
poparcie ponad 5% głosów zatem tylko im zwrócono depozyt &500.
Ciekawe
i praktyczne jest to angielskie rozwiązanie.
Angielskim
wyborcom żadne prywatne zagrania kandydatów nie są potrzebne.
Okręg wyborczy jest ok. 16 razy mniejszy niż w Polsce (650 okręgów
: 41 okręgów) to i znajomość kandydatów jest tyleż razy większa
niż przy wielu listach kandydatów jak jest w Polsce.
Wtedy
autentycznie może mieć miejsce selekcja pozytywna kandydatów do
Izby Gmin.
6.
Paradoksalnie tak w Polsce jak i w Wlk. Brytanii daje się zauważyć
gołym okiem dwie dominujące siły rywalizujące ze sobą o
pierwszeństwo w rządzeniu krajem.
Podobieństwo
jest jednak pozorne.
W
Polsce są to rzeczywiste bloki cementowane ideą porządzenia sobie
krajem. Nazwijmy je umownie ONI. Cała większościowa reszta,
bezpodmiotowa, to MY. Sytuacja znana z PRL.
A
contrario: W Wlk. Brytanii mamy rywalizację dwóch głównych partii
z jasnymi programami partyjnymi ukierunkowanymi na potrzeby
obywateli, dlatego są to programy nie różniące się za bardzo. Do
sytuacji wyjątkowej należy dobranie sobie koalicjanta przez
zwycięską partię tak aby była większa skuteczność w
parlamencie w realizacji programu.
Mówiąc
w skrócie: angielscy wyborcy od zwycięskiej partii w wyborach
oczekują realizacji jej programu deklarowanego przed wyborami;
wiedzą zatem co ich czeka przez najbliższe 5 lat.
Warunki
rywalizacji w obu państwach są również odmienne chociażby
dlatego, że w Wlk. Brytanii mamy demokrację jakby wzorcową:
wszyscy uprawnieni wyborcy mają pełnię praw wyborczych (prawo
czynne oraz bierne) do Izby Gmin. Partie funkcjonują na zasadzie
służebnej wobec obywateli, bez specjalnych przywilejów jak
chociażby dofinansowywania ich działalności przez państwo.
Nie
trzeba dużej spostrzegawczości by zauważyć, że to mechanizm
wybierania posłów do Sejmu III RP jest wadliwy. Wadliwy oczywiście
z punktu widzenia NAS obywateli bo ONI „i tak zawsze sami się
wyżywią”, cytując klasyka.
Jan
Kowalak, 4 czerwca 2025 roku