Truizmem jest stwierdzenie, że demokracja to ustrój polityczny, w którym władza należy do ludu i jest sprawowana przez obywateli.
Po II wojnie światowej kraje bloku wschodniego miały własną odmianę demokracji nazywaną demokracją socjalistyczną.
Ten ustrój polityczny charakteryzował się tym, że prawo do sprawowania władzy było zmonopolizowane przez niewielką grupę obywateli skupionych wokół partii komunistycznej.
W praktyce polegało to na tym, że powszechne prawo wyborcze – składające się z dwóch praw: czynnego (prawo do głosowania) i biernego (prawo do kandydowania) – zostało podporządkowane temu monopolowi: wszyscy obywatele mieli czynne prawo wyborcze ale żaden obywatel prawa biernego już nie miał.
Transformacja z lat 90-tych ub. w. nie naruszyła ww. patologicznego rozwiązania dotyczącego powszechnego prawa wyborczego.
Nadal obywatele są pozbawieni prawa kandydowania do niższej izby parlamentu. Natomiast prawo to przejęła w spadku nowa grupa obywateli tzw. beneficjenci transformacji ustrojowej.
Tak jest do tej pory np. w III RP.
A jak poradzili sobie Węgrzy z wyjściem z tej wyborczej niewoli homo sovieticus’a?
W 2011 roku węgierska Konstytucja po prostu ograniczyła monopol tej uprzywilejowanej grupy wyborczej w Parlamencie do 93 posłów, na 199 posłów ogółem.
Pozostałe 106 miejsc w Parlamencie odzyskali obywatele: prawo kandydowania ma każdy uprawniony obywatel, czy to nominowany przez partię czy kandydat niezależny.
Oznacza to, że średnio na 1 miejsce przypada ok. 90 tys. mieszkańców, w tej 106 osobowej grupie parlamentarnej.
Wynik zbliżony jest do standardu angielskiego czy francuskiego, gdzie mamy odpowiednio: 106 tys. i 120 tys. mieszkańców na 1 mandat.
Nadmienić należy, że w Wielkiej Brytanii oraz we Francji wszyscy uprawnieni obywatele mają pełnię praw wyborczych a nie tylko prawo czynne jak jest w Polsce.
Państwo węgierskie, które przez ponad pół wieku było pod władzą komunistyczną potrafiło wyrwać się z pęt wyborczej niewoli Pax Sovieticus’a wybierając drogę minimalizowania dostępu do władzy uprzywilejowanej – prawem kaduka - grupy obywateli.
Zatem Węgrzy spokojnie i ewolucyjnie mogą zmierzać ku pełnej demokracji.
Tylko nas Polaków żal, bowiem blok beneficjentów transformacji ustrojowej 1989 roku pilnuje jak oka w głowie swojego wyborczego spadku po poprzedniej demokracji socjalistycznej.
Blok ten jest gwarancją funkcjonowania ułomnej polskiej demokracji, gdzie – podobnie jak w PRL – obywatele traktowani są jako przedmiot w procesie sprawowania władzy a nie jego podmiot.
Nadal podmiotem jest niewielu ONYCH, fotogenicznych, a nie MY – reszta społeczeństwa, czyli niefotogeniczni, jak mawialiśmy w latach komuny korzystając z orzeczników branży telewizyjnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz